Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszyscy nas widzą. Dopiero przy deserze spostrzegł miss Normann i powiedział:
— Spójrz no, Haneczko. Zdaje się, że widywaliśmy tę panią w Warszawie. Czy nie wiesz, kto to może być?
— Owszem. To Angielka. Nazywa się miss Normann.
— Znasz ją?
— Poznałam tutaj. Czy tak ci się podoba?
Zaśmiał się nieszczerze:
— Czyż przy tobie może się podobać jakakolwiek inna kobieta?
Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem:
— Komuś niewybrednemu podoba się każda.
— Ale mnie chyba za takiego nie uważasz?
— Czasami rzeczywiście nie.
— Tylko czasami?
— No, naturalnie. Przepadasz przecież za tą głupią Muszką Zdrojewską. Zastanawiałam się nieraz nad tym, o czym wy możecie ze sobą mówić. Cóż to musi być za sympozjon intelektu, wiedzy i zainteresowań.
Uczuł się dotknięty. Wiedziałam, że nic go tak nie boli, jak ironia na temat jego poziomu umysłowego. Zirytował mnie jednak tym przyglądaniem się miss Normann.
— Jeżeli uważasz mnie za głupca — powiedział — nie wiem dlaczego pozwalasz mi widywać siebie.
Wzruszyłam ramionami:
— Wcale nie uważam cię za głupca. Ale przecież sam wiesz, że prochu nie wymyślisz.
Toto poczerwieniał:
— Teraz widzę, że rzeczywiście niepotrzebnie tu przyjechałem. Spotykają mnie same przykrości.
— Wynagrodzę ci je z wielką przyjemnością — powiedziałam i wstałam, by przywitać się z wychodzącą właśnie miss Normann. Zrobiłam to pod wpływem jakiegoś niedorzecznego im-