Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Moja eskapada zupełnie mnie rozstroiła. Wzięłam trochę bromu i położyłam się do łóżka. W dodatku nie jestem pewna, czy nie zostawiłam w pokoju Betty jakichś śladów swojej bytności i niepokoi mnie ten jegomość ze swoim niedorzecznym „jutro“. Świat wydaje mi się smutny i nieciekawy. To pogoda tak usposabia. Żeby chociaż był mróz.

Poniedziałek

Ten Toto, to prawdziwy wariat. Podobny pomysł! Jednak to miłe z jego strony. Przyjechali sześciu samochodami. Coś dwudziestu paru panów. Na samochodach wywiesili tabliczki z napisem: „Zimowy raid do pani Hanki“. Cała Krynica o niczym innym nie mówi. Stałam się od razu najpopularniejszą tu osobą. Wyobrażam sobie, jak wszystkie baby skręcają się z zazdrości na korkociąg.
Przyjechali o dziesiątej rano, a ponieważ wszyscy byli głodni, pierwsze śniadanie zmieniło się w jakiś dziki bankiet. W sali restauracyjnej zestawiono stoły i o pierwszej, gdy zaczęto podawać normalny obiad, dyrektor musiał błagać Tota, byśmy się przenieśli do baru na dół. Tu Toto kazał sprowadzić orkiestrę, i bawiliśmy się wyśmienicie aż do szóstej wieczór, kiedy zawiani i zmęczeni poszli wreszcie spać.
Toto jednak jest niestrudzony. Ani słyszeć nie chciał o śnie, chociaż od Warszawy aż do Krynicy prowadził wóz. Niejeden mężczyzna mógłby mu pozazdrościć zdrowia. Poszliśmy na ślizgawkę, gdzie rozgrywano właśnie mecz hokejowy z Łotyszami.
Toto oczywiście przywiózł całą furę czekolady i wybornego Porto, które tak lubię. On jednak ma swoje zalety.
Kolację jedliśmy razem na dole. Cała sala wpatrywała się w nas jak sroka w gnat. I nic dziwnego. Toto zachowywał się niczym zakochany paź. Nie zwracał najmniejszej uwagi na to, że