Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zadałam jej to pytanie, by upewnić ją, że nic o niej nie wiem. Jacek — o ile go znam — na pewno z nią o mnie nie mówił. Jeżeli zaś mówił, to tylko w tym sensie, że pragnąłby oszczędzić mi zmartwień z powodu tych spraw.
Miss Normann potrząsnęła przecząco głową:
— O, nie. Właściwie mówiąc nigdzie stale nie mieszkam. Najczęściej jeszcze w Paryżu. Spędzam tam co roku dwa lub trzy miesiące.
— Zazdroszczę pani — powiedziałam. — Ale raczej pani jest Angielką niż Amerykanką. Sądząc z akcentu i ze sposobu bycia.
— Dziękuję pani — uśmiechnęła się. — Rzeczywiście jestem Angielką. Urodziłam się w Birmingham i w Anglii spędziłam swoje młode lata. Ale później tak jakoś się złożyło, że w ojczyźnie swej bywałam niezmiernie rzadko. Moi rodzice z jakichś powodów przyjęli obywatelstwo belgijskie.
— A w Polsce pani jest po raz pierwszy?
— O, tak. Kiedyś bawiłam tu przejazdem zaledwie parę godzin. Tego nie można liczyć. Prawda? Ale i pani, zdaje się, dużo podróżuje? Przynajmniej generał wspominał mi, że mąż pani jest dyplomatą, a służba w dyplomacji łączy się z częstym zmienianiem miejsca pobytu. Nieprawdaż?
— Oczywiście — przyznałam. — Nie podróżowałam jednak tyle, co pani. Teraz zaś już od dłuższego czasu siedzimy w Warszawie.
Wymieniłyśmy jeszcze kilka zdań zdawkowych uprzejmości i miss Normann poszła do siebie. Sprawia zupełnie miłe wrażenie. Jestem ciekawa, dlaczego nie wspominała ani słowem o stryju Albinie. Stryj na pewno nie zwierzył jej się z tego, że rodzina nie utrzymuje z nim stosunków.
Zagadkowa kobieta. Nie mogę pozbyć się jakiegoś podświadomego przeświadczenia, że ukrywa ona w sobie tajemnice znacznie groźniejsze od tych, które znam.