Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nudne? — zdziwił się. — Wcale się nie nudzę.
— Bierzesz je zbyt poważnie.
— Tak, jak na to zasługuje.
— Wcale nie zasługuje. Otóż to właśnie, że nie zasługuje. Czy ty, na przykład, wiesz, co to jest przygoda?
Wzruszył ramionami:
— Miałem wiele przygód.
— Wątpię. W każdym razie nie zrobiłeś na pewno nic, by na nie się narazić. Wszystko u ciebie musi być uplanowane i przygotowane. Przynajmniej to, co jest świadome. Jakaś mordercza konsekwencja.
— Nie rozumiem ciebie.
— To bardzo proste. Zawsze wiesz, co zrobisz. Wiesz, co i dlaczego.
— Sądzę, że każdy człowiek wie, co i dlaczego robi.
— Bynajmniej. Ten, kto zna urok życia, lubi czuć się jak łódź bez steru na falach.
— Ooooo... Niesiona w dowolnym kierunku?!
— Nie. Ogólny kierunek możemy jej nadawać. Ale pewne dywagacje są czymś koniecznym, co chroni nas przed nudą.
Romek przygryzł dolną wargę. To jeszcze bardziej podkreśliło w jego twarzy rys zaciętości:
— Bardzo cię przepraszam, Haneczko, że nie umiem być zabawnym towarzyszem — powiedział. — Przepraszam, że cię nudziłem. Jeżeli pozwolisz, tu wysiądę. Właśnie u tego fotografa mam coś do załatwienia.
Zaśmiałam się:
— Nieprawda. Nic nie masz do załatwienia i wcale nie jesteś nudny. A raczej twój rodzaj nudy jest zupełnie zabawny.
Spojrzał na mnie prawie z nienawiścią:
— Masz dość oryginalny słownik.
— Dziękuję za komplement.
— To wcale nie miał być komplement. Wręcz przeciwnie.