Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chciałbym tak szlachetnego płynu mieszać w tak mętne sprawy. Powiedziała pani, że ta panna czy też pani Normann bawi obecnie w Krynicy?
— Tak. Mieszka na pewno w „Patrii“.
— Świetnie. Otóż na pewno nie siedzi tam całymi dniami w swoim pokoju, lecz używa nart, sanek i podobnych sportów. Normalna kobieta, wybierając się na narty, nie zabiera z sobą dokumentów ani nawet pieniędzy. Otóż w powieści wyobrażałbym to sobie w ten sposób: podczas jej nieobecności pod jakimś pozorem wchodzi się do jej pokoju i rewiduje się jej rzeczy. W dziewięćdziesięciu dziewięciu powieściach na sto rewizja taka daje wspaniałe rezultaty.
— Ba! Ale jak się dostać do takiego pokoju?!
— To już powinno być zostawione pomysłowości wykonawcy. Beletrystyka rozporządza w tej dziedzinie niezliczoną kolekcją chwytów, zaczynając od wytrychów i podrobionych kluczy, a kończąc na przekupieniu służby. Wszystko zależy od warunków lokalnych i od tego, kto ma dokonać ekspropriacji.
— A czy są ludzie, których można do tego wynająć? — zapytałam.
Mostowicz wybuchnął śmiechem:
— Oczywiście. Chociaż nie są zrzeszeni w żadnym cechu, ani związku zawodowym. Gdybym ja jednak komponował taką rzecz do powieści, funkcje te powierzyłbym swojej pierwszej bohaterce.
— Mnie?!
— Naturalnie. Trzeba się wystrzegać niepotrzebnych zawiłości w kompozycji. Po co wprowadzać nadmiar osób działających? Zawsze byłem zwolennikiem surowej ekonomii środków.
— Ba! Ale ja nie potrafię!
— Więcej ufności we własne siły, kochana pani Hanko.
— Ale ja bym umarła ze strachu na myśl, że mógłby mnie ktoś przyłapać. Wzięto by mnie jeszcze za złodziejkę!
— Nie ma obawy. W najgorszym wypadku posądzą panią o