Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Źle pani zrobi, droga pani Haneczko. Zepsuje mi pani cały efekt końcowy.
— Oby taki efekt był w ogóle możliwy.
— Ba!... W powieści należałoby jeszcze spiętrzyć wiele trudności, by podrażnić wyobraźnię czytelnika i trzymać jego uwagę w napięciu. Natomiast powiem pani w sekrecie, że życie w swoich rozwiązaniach bywa znacznie prostsze.
— Jedno wydaje mi się w tym wszystkim niewykonalne: jak wydobyć od niej ten dokument?
Z niepokojem przyglądałam się panu Tadeuszowi. Nie traciłam jednak nadziei. Przecież on w swoich utworach nieraz musiał przeprowadzać takie rzeczy, jak ja. Nieraz jeden bohater wydobywał od drugiego jakieś ważne papiery. Na pewno i w tym wypadku znajdzie skuteczny sposób.
Nie zawiodłam się, bo oto zaczął mówić:
— Zwykle autorzy posługują się jednym z trzech sposobów: albo wynajęty bandyta terroryzuje posiadacza dokumentu i odbiera to, na czym autorowi zależy, albo autor spaja posiadacza do nieprzytomności, a wtedy inny jego bohater ma już zadanie ułatwione, bo po prostu wykrada dokument, wreszcie trzecim sposobem, używanym przez autorów, nie lubiących łatwizn, jest wyłudzenie w sposób podstępny i skomplikowany.
— Aha, to tak — zawołałam — jak ci okropni szpiedzy wydobyli ode mnie tę żółtą kopertę.
— Właśnie. Świadczy to o ich twórczej inwencji. Ja, co prawda, w swojej powieści gdybym miał podobną sytuację, nigdy nie uciekałbym się do tego sposobu. Wygląda mi na efekciarstwo. Raczej proste rzeczy przemawiają do czytelnika i wydają mu się wiarogodne.
— Więc jakże tu należy postąpić? Zaznaczam, że ta kobieta w ogóle nie używa alkoholu.
Mostowicz potrząsnął głową:
— Nic nie szkodzi. Obędziemy się tu bez alkoholu. Nie