Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

. Nie umiała niczego powiązać. Tym lepiej. Czasami niezbyt wyostrzona inteligencja może się przydać.
Dziś jestem osłabiona, lecz znacznie spokojniejsza. Na przeżycia swoje z ostatnich tygodni patrzę jakby z perspektywy spraw odległych i niedotyczących mnie bezpośrednio.
Przerywam teraz pisanie. Przyjechał Dołęga-Mostowicz i za godzinę ma mnie odwiedzić. Jak to dobrze! Nareszcie znalazłam kogoś, komu mogę zaufać i u kogo mogę zasięgnąć rady. Z góry sobie powiedziałam, że postąpię tak, jak on powie.
Muszę teraz kazać zmienić pościel i sama się przebrać. Szczęśliwym trafem mam jeszcze pół flakonu „L’Aimant“. On tak lubił te perfumy. (Nawiasem mówiąc są już niemodne).
Wyobrażam sobie jak go zadziwię moimi straszliwymi przeżyciami. Mam prawo sądzić, że nigdy mnie nie uważał za gęś, i on jednak nie może przypuszczać, by mogły mnie spotkać aż tak niezwykłe zdarzenia.

Sobota wieczór

Więc był u mnie. Właśnie w przedpokoju spotkał się z Jackiem, który wychodził. Słyszałam, jak zamienili kilka konwencjonalnych zdań. Mam wrażenie, że Tadeusz nie lubi Jacka, chociaż nigdy mi o tym nie wspomniał, ani nawet nie dał do zrozumienia. Stosunki między nimi od początku, gdy się poznali, układały się na płaszczyźnie towarzyskiej uprzejmości.

(Autorka pamiętnika tutaj się myli. Nie mam najmniejszego powodu i nigdy nie miałem, by czuć jakąś niechęć do p. Renowickiego. Uważałem go zawsze za człowieka pod każdym względem correct, obdarzonego dużymi zdolnościami i nieprzeciętnym gustem, o czym świadczyć może chociażby jego wybór żony. Jeżeli nie zbliżyliśmy się w ciągu kilku lat naszej znajomości, było to skutkiem dwóch przyczyn: po pierwsze zakres