Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siłku kosztuje go to, że chce mi się szczerze przyznać. Wreszcie powiedział:
— Bo widzisz, zastanawiałem się też i nad odwrotną sytuacją.
— Jakto nad odwrotną?
— No, na przykład, gdybyś się ty dowiedziała o mnie czegoś złego z mojej przeszłości...
Serce uderzyło mi mocniej. Więc jednak sam uznał za swój obowiązek dotknięcie tego tematu. Postanowiłam nie wypuścić go z ręki:
— Ach, mój drogi. Nigdy nie myślałam, że przed naszym ślubem byłeś świętoszkiem. Jestem przekonana, że jak ogromna większość mężczyzn miałeś sporo przygód i na pewno nie jeden poważniejszy romans. Ale nie mam ci tego za złe.
Jacek przygryzł wargi:
— Ach, pod tym względem oczywiście. Myślałem wszakże o czymś innym. Myślałem jakbyś przyjęła wiadomość o tym, że kiedyś popełniłem jakiś czyn nieetyczny.
— To zależy jakiego rodzaju — zauważyłam bez nacisku.
— Nie chodzi o rodzaj.
— Mnie owszem. Powiedzmy, inaczej oceniłabym fakt że kogoś zabiłeś w gniewie, a inaczej, żeś okradł kogo, lub na przykład, żeś był na utrzymaniu u jakiejś starej baby. Co innego obrabować bank, a co innego uwieść dziewczynę i porzucić ją z dzieckiem. Nie mówię o wielkości zbrodni, lecz o rodzaju jej smaku. Chcę żebyś mnie dobrze zrozumiał. Są takie postępki, które na zawsze zmieniłyby ciebie w moich oczach. Są takie, które umiałabym odczuć i przebaczyć.
Jacek nie patrząc na mnie zapytał:
— Jak dzielisz je na te dwie kategorie?
Zamyśliłam się i powiedziałam po dłuższej pauzie:
— Sądzę, że umiałabym przejść do porządku dziennego nad czynem nieetycznym popełnionym pod wpływem jakichś uczuć.