Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na przykład mężowie często lekceważąco wyrażają się o swoich żonach, często pozwalają sobie na kokietowanie innych kobiet w ich obecności. Zupełnie dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że każdy z tych motywów w znacznym stopniu usprawiedliwiałby zdradę ze strony żony.
Spojrzałam nań zdziwiona:
— Dlaczego o tym mówisz?
— Ach, zupełnie bez konkretnych powodów. Otóż w takim wypadku zacząłbym od poszukiwania winy w samym sobie. Nie potrafiłbym osądzić ciebie, nie osądziwszy wprzód swego postępowania.
Zamyślił się i dodał:
— To samo dotyczy przeszłości.
— W jakim sensie?
— W tym, jak na przykład było u Zdzisiostwa Jaworowskich. Nie znasz ich, i pewno o tym nie słyszałaś. Zdziś ożenił się z nią z prawdziwej miłości. Lili była pod każdym względem przyzwoitą panną. Kochała się w nim bardzo. Mogli służyć jako wzór dobranego małżeństwa. I w rok po ślubie Zdziś przypadkowo dowiaduje się o tym, że Lili jeszcze za swoich pensjonarskich czasów miała romans... to jest właściwie coś w rodzaju romansu... słowem bywała w garsonierze u pewnego pana.
— To ładna historia... No i cóż on zrobił?
— Moim zdaniem postąpił brutalnie i niesprawiedliwie. Najpierw przez kilka miesięcy dręczył ją indagacjami i urządzał codzienne sceny, chociaż mu od razu się przyznała. Była jeszcze prawie dzieckiem. Nie miała pojęcia o życiu. Zdawało się jej, że pokochała owego pana. Nie miała do kogo zwrócić się o radę. Jej matka zajęta była własnym życiem... Cóż dziwnego?... W tych warunkach każdą, lub prawie każdą dziewczynę może to spotkać. Gdy w kilka lat później wychodziła za Zdzisia już wcale nie pamiętała o tamtym.
Przerwałam mu: