Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Swoją drogą to musi być niesłychanie ciekawe, takie społeczeństwo składające się z samych zbrodniarzy. Nie dziwię się tym dziewczętom angielskim, które chętnie zgadzają się jechać tam całymi partiami i wychodzić za nich za mąż.
Muszę o tym wszystkim pomówić dzisiaj na balu w ambasadzie brytyjskiej. Mam suknię z białego tiulu z prawdziwymi koronkami. Wyglądam w niej bardzo efektownie. Ciekawa jestem, czy pani de Rochendier będzie miała ładniejszą. Toto mówił mi, że otrzymał z Londynu ostatni model kołnierzyków frakowych o monstrualnie wygiętych rogach. Radziłam mu, by tego nie nakładał. Mężczyzna dobrze ubrany powinien zawsze w modzie spóźniać się przynajmniej o miesiąc. Pod tym względem Jacek ma rację.

Wtorek

Więc stało się to najgorsze, czego się można było spodziewać!
Postaram się opowiedzieć wszystko spokojnie i systematycznie. Ponieważ z balu wróciłam po szóstej, spałam prawie do pierwszej. Gdy wstałam, Jacka już nie było w domu. Za dużo piłam szampana i dlatego trochę mnie bolała głowa. Postanowiłam więc do wieczora nie wychodzić i w związku z tym nie ubierać się. Po załatwieniu kilku telefonów, zamierzałam właśnie zająć się uporządkowaniem moich notatek, gdy przyszedł Józef i zameldował, że w przedpokoju czeka jakiś posłaniec z listem, który mu kazano oddać mi do rąk własnych.
W pierwszej chwili pomyślałam, że Toto wykombinował dla mnie jakiś nowy prezencik. On lubi takie niedorzeczne niespodzianki. Nie przeczuwałam nic złego.
W przedpokoju stał najzwyklejszy posłaniec: stary, zgarbiony człowiek z siwą bródką i z czerwoną czapką w ręku. Nie przyjrzałabym mu się nawet, gdyby nie to, że powiedział: