Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jego obronie. Było to tym dziwniejsze, że zawsze nie lubił Liskowskiego, a wtedy powiedział:
— Nie można zbyt pohopnie ludzi sądzić. Nie znamy kulis sprawy. Nie znamy motywów, którymi się ten człowiek kierował. Są takie sytuacje w życiu, w których człowiek staje się niewolnikiem okoliczności.
Zawsze odznaczał się wyrozumiałością i dobrocią. Ale to już było zbyt jaskrawe. Czyżby już wówczas, broniąc tamtego, szukał usprawiedliwienia dla siebie?...
Gdyśmy wracali do domu, znowu powrócił do tej sprawy i powiedział:
— Nie przyznaję racji twemu ojcu, że nie przyjął obrony Liskowskiego. Gdy się jest adwokatem, a w dodatku ma się renomę tak znakomitego obrońcy, nie wolno odmawiać pomocy nieszczęśliwemu. Przecież to natychmiast rozejdzie się w sferach prawniczych i, zastanów się tylko, jaki wpływ musi wywrzeć na sędziów. Każdy sędzia sobie powie: — Jeżeli mecenas Niementowski nie podjął się obrony, oskarżony jest oczywiście winien.
Był wyraźnie przejęty sprawą Liskowskiego, chociaż nie dotyczyła nas wcale, gdyż nie utrzymywaliśmy z nim żadnych bliższych stosunków.
Przypomniałam teraz sobie i inne objawy jego zmienionego nastroju. Na przykład radio. Nie lubił go słuchać i nastawiał tylko wtedy, gdy zapowiedziana była jakaś enuncjacja Hitlera, Chamberlaina, czy innego męża stanu. Wyjątki robił dla koncertów najznakomitszych mistrzów. Natomiast w ciągu ostatnich dni ilekroć zostawaliśmy we dwójkę, jakby dla uniknięcia rozmowy, wyszukiwał różne audycje i przysłuchiwał się im z zainteresowaniem.
I jeszcze jedno. W stosunku do mnie może nie stał się czulszy, ale objawy jego uczuć przybrały ton namiętniejszy i gwałtowniejszy. Od dawna jego pocałunki i uściski nie były tak po-