Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdyby tego nie zrobili. Każdy, ktoby usiłował skrytkę otworzyć, zostałby natychmiast aresztowany.
Wzdrygnęłam się:
— To straszne!
— Ja sądzę. Tym bardziej, że wówczas uważano by cię, i słusznie, za wspólniczkę szpiega.
Spojrzałam nań z niedowierzaniem:
— Chyba żartujesz? Przy stanowisku mego męża?...
— Nawet gdyby mąż twój był ministrem, nie uchroniłoby cię to od więzienia i od skazującego wyroku.
— Więc co mam zrobić?
— Jak najprędzej oddaj ten list, tak jak tego od ciebie żądano.
— Ale to może być równoznaczne z wydaniem tego człowieka na śmierć!
— Tym lepiej. Jest szpiegiem, i musi być unieszkodliwiony.
— Rozumujesz zbyt po męsku — odezwałam się po chwili. — Sprawa wcale nie jest taka prosta. Nie bierzesz pod uwagę, że stosując się do twojej rady wydam człowieka, który nikogo poza mną jedną nie ma na świecie. Człowieka, który mi zaufał. Inaczej byś traktował tę sprawę, gdybyś to ty był na jego miejscu.
Romek uśmiechnął się:
— Nie mógłbym być na jego miejscu z dwóch przyczyn. Po pierwsze nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której chciałbym ciebie narazić na jakieś niebezpieczeństwo, a po drugie nie jestem szpiegiem. Natomiast ty przede wszystkim musisz liczyć się z tym, że jesteś Polką, żoną polskiego dyplomaty. Jakże możesz zastanawiać się nad tym, czy współdziałać z kimś, kto jest wrogiem państwa?!
Nie mogłam odmówić mu słuszności. Zresztą najprawdopodobniej sama postąpiłabym tak, jak mi radził. Ale przecież to