Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi się, że polega to na tym, że motywy i pobudki naszego postępowania komentują według własnej logiki. A to jest najzawodniejszy sposób.
Nie mogę się oderwać myślami od Roberta, który gdzieś na dalekiej prowincji musi kupować nieżywe kury, by móc mi dać znać o swojej tragedii, by móc mi wyznać swoje uczucia, by móc prosić mnie o ratunek.
Robercie! Jeżeli kiedyś — któż może wiedzieć — jeżeli kiedyś będziesz czytał te słowa, pamiętaj, że całym sercem byłam przy tobie. Nie wiem jeszcze, jak postąpię. Sama nie umiem zdobyć się na decyzję. Ale czuję, że gdyby mi nie zabrakło hartu i siły spełniłabym twoje żądania.
Mój Boże, już pierwsza, a o dwunastej mam miarę. Z tego wszystkiego jeszcze mi nie wykończą sukni na bal w ambasadzie.

Wtorek, wieczorem.

Nareszcie kamień spadł mi z serca. Pozostała po nim głęboka rana. Bo nigdy siebie nie rozgrzeszę, za to, co zrobiłam. Pociesza mnie tylko to, że część winy spada na Romka Żerańskiego. Że też mogłam o jego istnieniu zapomnieć i tylko dzięki przypadkowi los pozwolił mi skorzystać z jego rady i pomocy.
A właściwie tylko on jest najdyskretniejszym mężczyzną w Warszawie. W dodatku zawsze wierzyłam w jego trzeźwy sąd i w jego rozum. Już nie mówiąc o tym, że Romek wolałby się zastrzelić, niż sprawić mi najmniejszą krzywdę. Wzrusza mnie jego wierność. Dotychczas się nie ożenił, chociaż już minęły trzy lata, odkąd zostałam żoną Jacka. W ciągu tych trzech lat widziałam go zaledwie dwa razy i to z daleka. Usunął się zupełnie z tego towarzystwa, gdzie mógł spotykać Jacka.
Nie dziwię mu się zresztą. Jacek najniewinniej w świecie wyzwał go wtedy na pojedynek i zranił w rękę. Żaden z nich nie