Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Pamiętnik pani Hanki.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

historię z tą kopertą. Komu jak komu, ale jemu przecież mogłam śmiało o tym powiedzieć. Jestem przekonana, że jeżeli istnieje dyskretny mężczyzna, to on jest nim właśnie. Bardzo się przejął moimi przejściami i śmiał się szczerze, gdy powtórzyłam mu moją ostatnią rozmowę z pułkownikiem Korczyńskim.
— No i pokazał ci w końcu te fotografie? — zapytał.
Teraz przypomniałam sobie owego listonosza (czy gajowego) i powiedziałam:
— Ależ oczywiście. I wyobraź sobie jaka zabawna historia: wśród tych fotografij była jedna niesłychanie podobna do ciebie.
— Do mnie? — zdziwił się.
— Tak. Bardzo cię przepraszam, ale myślałabym, że to jesteś ty, gdyby nie ubiór. Jakiś uniform — nie gniewaj się — listonosza, czy czegoś w tym rodzaju. Tylko się nie obrażaj. Kiedyś w Paryżu u Wortha widziałam modelkę, która była do złudzenia podobna do mnie. Czy ty nosiłeś kiedyś zarost?
Niecierpliwie wzruszył ramionami:
— Nigdy. Dlaczego o to pytasz?
— Bo ten jegomość na fotografii miał wąsy i hiszpańską bródkę.
— A to pięknie wyglądał — zaśmiał się Robert. — I cóż dalej z tą fotografią?...
— Jakto co? — zapytałam.
— No, czy powiedziałaś temu pułkownikowi, że znasz kogoś podobnego?
To mnie ubawiło:
— Ach, ty naiwny chłopcze! Oczywiście nic nie powiedziałam.
Zapytał mnie jeszcze, o której godzinie byłam u pułkownika. Nie miałam pojęcia dlaczego go to interesuje. Potem zaraz spojrzał na zegarek, przeprosił mnie na chwilę i wyszedł do kuchni. Wrócił jakby trochę zdenerwowany i powiedział, że niestety, nie