Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo dziękuję, ale mam jeszcze dużo roboty — odparł Nikodem.
— No, to jadę sama. Pa, Ninuś. — Objęła ją za szyję i pocałowała w usta.
Gdy zniknęła za drzwiami, Dyzma powiedział:
— Pani pasierbica kocha panią nie jak macochę...
Pani Nina nagle odwróciła się i podeszła do okna:
— Kochamy się, jak siostry.
— Bo też — zauważył Nikodem — różnica wieku między paniami jest chyba bardzo mała. Ja sam początkowo wziąłem panie za siostry. Tylko w typie panie są zupełnie różne.
— O, tak, — potwierdziła Nina — i usposobienia, i charaktery, i poglądy nasze są djametralnie przeciwne.
— A jednak panie się kochają.
Pani Nina nic nie odpowiedziała i Dyzma, nie wiedząc, coby tu jeszcze wymyśleć dla podtrzymania konwersacji, zdecydował się pójść do siebie.
— Muszę już iść. Moje uszanowanie pani.
Skinęła mu głową i zapytała:
— Może pan czegoś potrzebuje?
— O, dziękuję pani.
— Pan będzie łaskaw nie krępować się i wydawać polecenia służbie...
Dziękuję.
Ukłonił się i wyszedł. Nina widziała jeszcze kilka chwil jego szorstką w ruchach, robiącą wrażenie kwadratowej, figurę i szeroki, czerwony, gruby kark, gdy twardym krokiem szedł w długiej amfiladzie pokojów.
— Więc tak wygląda silny człowiek? — pomyślała. — Dziwne. A jednak... Ach, ty, wieczna marzycielko!... — roześmiała się i splótłszy dłonie przeciągnęła się całem ciałem.
Dyzma znowu zabrał się do studjowania materjałów Kunickiego, lecz szło mu bodaj gorzej, niż w nocy. Żadną miarą nie mógł zorjentować się w tym lesie cyfr.
— Psiakrew! — klął. — Widać, jestem głupi, jak but.
Przypomniało mu się gimnazjum. Tam przynajmniej, gdy czegoś nie rozumiał, mógł wykuć na pamięć. Orka,