Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Myślał nad tem długo i postanowił w żadnym wypadku nie kapitulować bez walki.
— Przeciągnąć jak najdłużej, a może tymczasem przyjdzie skądś ratunek.
Było już po ósmej, gdy Kunicki zastał Dyzmę przy biurku wśród porozkładanych ksiąg i papierów.
Kochany panie Nikodemie, — zawołał z udawanem oburzeniem — co pan wyprawia! Przecie pan wcale nie spał! Pracowitość pracowitością, a zdrowie zdrowiem.
— Nic mi nie będzie — odparł Dyzma — jak coś zacznę robić, nie lubię sobie przerywać.
— To z pana zawzięta sztuka. No i jakże?
— A no, nic.
— Ale przyzna pan, kochany panie Nikodemie, że cały materjał utrzymany pierwszorzędnie. Przejrzysty, systematyczny, ścisły...
Dyzma zdusił w gardle jakieś przekleństwo.
— Rzeczywiście — odparł — bardzo porządnie prowadzony.
— Co? Prawda? Sam to robię. I ponieważ znam każdy patyczek i każde kółko w tej maszynerji, jak własną kieszeń, mam najlepszą gwarancje, że mnie nikt z mego personelu nie okpi. No, ale niechże pan już teraz do pokój tej robocie. Zaraz podają śniadanie. Będzie pan miał jeszcze dość czasu, bo dziś nie będę panu zawracał głowy. Mam w papierni komisję budowlaną, a później jadę obejrzeć las w Kociłówce.
Gdy weszli do jadalni, panie siedziały przy stole.
— Blado pan wygląda — zauważyła pani Nina.
— Głowa mnie trochę boli.
— No, bo wyobraźcie sobie, moje drogie — powiedział Kunicki, — że pan Nikodem ani oka nie zmrużył. Całą noc przesiedział nad książkami!
— Może weźmie pan proszek od bólu głowy? — zapylała pani Nina.
— Chyba nie warto...
— Niech pan weźmie, to dobrze panu zrobi.
Kazała służącemu przynieść pudełko z proszkami i Dyzma musiał połknąć lekarstwo.