Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co pan tam „prosisz bardzo“? Panie, jak tam panu na przezwisko, podoba mi się, więc płaczę. Anglicy mówią w takich wypadkach.... Zresztą, pan napewno nie rozumiesz po angielsku?...
— Nie rozumiem.
— A to świetnie — ucieszył się hrabia — nie chciałbym panu robić przykrości, polubiłem pana! — poklepał go końcami palców po ramieniu — zatem, ile razy zechcę pana zwymyślać, zrobię to w języku angielskim. Dobrze?...
— Dobrze, — odparł Nikodem z rezygnacją.
— Nie o to wszakże chodzi. Muszę pana poinformować, że chociaż Kunik jest oszustem, który wycyganił od mojej rodziny Koborowo, jednak nie powinien pan jego okradać, gdyż ja mu jeszcze kiedyś wytoczę proces i majątek odbiorę, szwagierka wsadzę do więzienia, a Ninę wezmę pod osobistą kuratelę. Która godzina?
Dyzma wyciągnął zegarek:
— Pół do ósmej.
— Co? Już? Ach, to muszę iść do pawilonu, bo mi później kolacji nie dadzą. Żegnam. Szkoda, chciałem jeszcze panu wiele rzeczy opowiedzieć. Niech pan jutro przyjdzie tu o tej porze. Przyjdzie pan?
— Dobrze, przyjdę.
— I jeszcze jedno. Niech pan, broń Boże, nie przyznaje się nikomu, że mnie widział i ze mną rozmawiał. Daj pan słowo honoru!
— Daję.
— No, wierzę panu, chociaż zarówno nazwisko, jak i wygląd, świadczy, że pochodzisz z gminu, a chamy przecie honoru nie mają. Żegnam.
Zawrócił się na pięcie i poszedł elastycznym krokiem wzdłuż dębowej alei. Za nim w niezgrabnych poskokach biegł ratlerek.
— Warjat — rzekł głośno Dyzma, gdy zniknęli na zakręcie. — Napewno warjat, ale naopowiadał mi rzeczy... U tych wielkich panów zawsze takie różne świństwa bywają... Może i prawdę mówił... Cholera... Kunik i powiada, że łajdak... A co mi tam do tego!...