Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

monoklem w oku. Tuż za nim biegł na krzywych nóżkach minjaturowy ratlerek, o głowie nietopierza. Piesek dostrzegł Dyzmę i zaczął ujadać. Wówczas młody człowiek zatrzymał się, zmierzył Nikodema wzrokiem i skierował się ku niemu. Mógł mieć około trzydziestki, szczupły wysoki. Wzrost jego przedłużała jeszcze bardziej nieproporcjonalnie długa szyja, zakończona bladą, malutką, a okrągłą twarzą, przypominającą twarze chorowitych dzieci. Wyniosły i pogardliwy wyraz rysów stanowił na niej taki sam kontrast, jak i tkwiące w czerwonych obwódkach ogromne niebieskie oczy, patrzące z jadowitą ironją. Pod ich spojrzeniem Dyzma zmieszał się, tembardziej, że młody człowiek stanął przed nim i przyglądał się impertynencko.
— Ki djabeł? — pomyślał Dyzma.
Ten zaś wyciągnął w jego kierunku bardzo długi palec wskazujący i zapytał skrzeczącym głosem:
— Kto pan jesteś?
Nie wiedząc, co zrobić, Dyzma wstał:
— Jestem administratorem, nowym administratorem...
— Nazwisko?
— Dyzma, Nikodem Dyzma.
Piesek ujadał, skacząc pokracznie wokół nóg swego pana:
— Tak? Dyzma?... Słyszałem. Jestem hrabia Ponimirski. Siadaj pan. Cicho Brutus! Uważasz, panie Dyzma, nazwałem tak psa, bo to nie ma żadnego sensu, a ciekaw jestem, dlaczego pies ma nazywać się z sensem? Siadaj pan!
Dyzma usiadł. Ten hrabia sprawiał na nim jakieś niesamowite wrażenie, w którem były i strach, i obrzydzenie, i ciekawość, i współczucie.
— Słyszałem — ciągnął hrabia, oblizując końcem języka ruchliwe i bezkrwiste wargi — słyszałem. Podobno ten łajdak sprowadził tu pana, bo pan jesteś jakąś figurą. Uważam za swój obowiązek, jako gentlemen, ostrzec pana przed złodziejską personą mego kochanego szwagierka.