Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie przywitasz się ze mną? — Kasia zrobiła kilka kroków i stanęła tuż przy Ninie. — Może gniewasz się, że przyjechałam?
Nina oprzytomniała:
— Ależ nie, Kasiu, bynajmniej... Bardzo się cieszę.
Kasia ujęła jej dłoń i delikatnie, lecz stanowczo przyciągnęła Ninę do siebie:
— Nie, tak oficjalnie witać się z tobą nie potrafię.
Otoczyła ramieniem szyję Niny i przywarła do jej ust.
Stało się to tak nieoczekiwanie, że Nina nie miała czasu na odsunięcie się. Dopiero po chwili uwolniła się od uścisku i szepnęła z wyrzutem:
— Kasiu!...
Kasia patrzyła w jej oczy i odparła:
— Daruj... Masz usta jeszcze świeższe i jeszcze bardziej soczyste, niż dawniej... Nie poprosisz, bym usiadła?...
— Ależ, Kasiu! — podsunęła jej fotel, sama zajęła drugi.
Kasia wyjęła z kieszeni futra dużą złotą papierośnicę, zapaliła nowego papierosa i przyglądała się w milczeniu Ninie.
— Dużo palisz — bąknęła Nina.
— Nie pytasz mię, skąd się tu wzięłam?
— W Koborowie podano ci mój adres?
Nie. pisał do mnie pan Oskar Hell, któregoś poznała.
— Aha! Biedny człowiek.
— Dlaczego biedny? O ile wiem, jest bogaty i zupełnie z siebie zadowolony — zdziwiła się Kasia.
— Nie wiem, czy słyszałaś — powiedziała Nina — on tu był aresztowany, oskarżony o szpiegostwo.
Kasia wzruszyła ramionami:
— Możliwe. Nic to mnie nie obchodzi. O tyle jestem mu wdzięczna, że dał mi garść wiadomości o tobie... Rozwodzisz się z tym starym łajdakiem?