Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piona, zaczajona siła, jakaś uśpiona moc, ale celowo ukrywana... Nik... mój Nik...
Była jakby zaskoczona tem, że ten poważny człowiek z mądrym półuśmiechem na twarzy, słuchający w milczeniu paplaniny tych ludzi, że ten mąż stanu, wielki ekonomista, ten człowiek tak... obcy, może nie obcy, lecz jakby jej daleki, jest jej Nikiem! No tak! Jej nanarzeczonym, wkrótce mężem, jest tym, który będzie odtąd kierować jej losem, życiem, który zapewni jej bezpieczeństwo, osłoni przed wszelkiem złem... O on to potrafi, jak nikt inny. Jest jak piramida na pustyni, której żaden huragan nie poruszy... Pan Hell też był prawdziwym mężczyzną, ale...
Wolała już o nim nie myśleć.
Podano do stołu. Toczyła się zwykła rozmowa o niczem.
Gdy po obiedzie na chwilę znaleźli się sami, szepnęła Dyzmie:
— Kocham, bardzo kocham.
Wziął ją za rękę i pocałował.
— Niku... Dziś pojedziemy do ciebie?
— A chciałabyś? — zapytał figlarnie.
Przygryzła wargi i patrząc mu prosto w oczy rozszerzonemi źrenicami wyszeptała:
— Bardzo, bardzo... bardzo...
Nieco zbladła, co już Dyzma znał dobrze.
— Trzy dni — mówiła — nie byliśmy razem...
— Dobrze — skinął głową i pomyślał: — Oho, będzie zajęcie.
Gdy wychodzili przed ósmą, Nina zapowiedziała, że idą do Opery. Ze śmiechem wyjaśniła Nikodemowi później, że dlatego wybrała Operę, że dziś grają tam „Afrykankę“, która kończy się aż po północy.
— Przebiegła jest twoja Nineczka, prawda?
— Ho... ho!..

∗             ∗

Przeczekał, aż kroki Niny ucichły w bramie i spojrzał na zegarek. Była pierwsza. Zawrócił ku domowi.