Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/294

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A może szpieg? — niepewnie powiedział Dyzma.
— A jeżeli nie? Niby dlaczego ma być zaraz szpiegiem?
— Może nie być, a może i być. Nikt go nie zna. Skąd ma forsę? Co? Z czego żyje?
— Hm...
— Przybłęda. Obcy obywatel...
— No tak — zastanowił się Wareda — możliwe. Możnaby sprawdzić jego dokumenty. Ewentualnie nawet zrobić rewizję w jego hotelu, ale jak okaże się, że jest w porządku, będzie fiasco. To nie jest sposób...
Wypił kieliszek wódki i nagle uderzył dłonią w stół:
— Będzie sposób! A wiesz, że to będzie sposób...
— No?
— Tobie przecie nie chodzi o to, żeby go wsadzić, tylko o to, żeby go... odsadzić?
— Jakto odsadzić?
— No, odsadzić od pani Niny.
— A no tak.
— No więc to jest sposób. Aresztuje się go, zrobi się rewizję, puści się o tem wzmiankę do gazet, a później faceta się przeprosi i wypuści.
— No, to co pomoże?
— Jakto co? Nie kapujesz?
— Nie.
— No przecie to proste. Cóż ty myślisz, że pani Nina zechce przestawać z takim, co jest podejrzany o szpiegostwo?
Dyzma zastanowił się i odparł po pauzie:
— Chyba nie.
— Że wogóle takiego będą przyjmować w towarzystwie?... Nie, bracie, po takim szpasie, będzie musiał zapakować manatki i wyjechać.
— Hm... Ale... może przecie wytłumaczyć, że to była pomyłka — zauważył Nikodem.
— A my — powiedział Wareda — możemy dać do zrozumienia, że go wypuszczono, bo był za sprytny i umiał ukryć w porę dowody winy.
Dyzma przyznał pułkownikowi rację. Plan był go-