Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łucką, brama już była otwarta: — dwadzieścia groszy oszczędności.
Następnego ranka poszła na Wspólną. Z niepokojem myślała o tem, że zobaczy bank, otoczony przez policję, że Nikodem może jest aresztowany, a może udało mu się zbiec.
Odetchnęła z ulgą. Kołowrot drzwi kręcił się nieustannie. Wchodzili i wychodzili interesanci, raz po raz zatrzymywały się samochody.
Chyba podkop, albo wyłom w murze... Na dłuższą metę...
Odnalazła go nareszcie. O, teraz już jej nie ucieknie. Pewna była, że w ciągu dnia tutaj go nie zobaczy, ale przyjdzie wieczorem, będzie warować i stanie mu twarzą w twarz...
I przyszła.
Dziesiąta, jedenasta... Nerwowym krokiem chodziła po przeciwległym trotuarze. Padał miękki, łagodny śnieg, wielkie jego płaty pod światło latarni z białych stawały się czarnemi.
Zaczepiono ją dwa razy. Nawet jeden facet był młody i wyglądał zamożnie, ale przecząco pokręciła głową.
Zaczęła niepokoić się: a może on dziś nie przyjdzie?... Jednakże będzie czekać! Musi... Mężczyźni to zawsze tacy, jak z oczu, to i z pamięci. Ten Zosiny rudy Władek to też przecie wrócił do niej...
Niecierpliwie wyglądała ku Marszałkowskiej i w przeciwną stronę i dopiero trzask zamykanej bramy zwrócił jej uwagę na kamienicę, w której mieści się bank.
Wychodził z niej Nikodem w towarzystwie jakiejś eleganckiej pani.
Śmieli się do siebie.
Dziewczyna ukryła się za występem muru. Przeszli na jej stronę, a że chodnik był wąski, mogła ich dosięgnąć ręką, gdy ją mijali. Dobiegł ją wyraźnie głos Nikodema:
— Jak ty zechcesz, kochana Nineczko, to..
Dalsze słowa zagłuszyła trąbka przejeżdżającego tak-