tela i musnąwszy ustami ucho Nikodema, powiedziała rozmarzonym głosem: — Boska trucizna peyotlu, boska... Czy czujesz war w żyłach, mój panie?... Prawda? I taki cudny śpiew i takie kolorowe... Prawda? — Prawda — stwierdził i wychylił kieliszek do dna. Czuł, że dzieje się z nim coś niezwykłego. Opanowała po nagła radość, wszystko stało się wokół piękne, barwne, nawet przysadkowata panna Stella była powabna i kusząca. Zresztą nastrój wszystkich zmienił się nie do poznania. Otoczyły Nikodema roześmianą grupą, napełniły pokój gwarem wesołych okrzyków, melodjami frywolnych piosenek. Jedna z rozmachem trzasnęła kieliszkiem o ścianę i zawoławszy: — Evoe! — jednym ruchem zrzuciła z siebie biały szlafrok. Zaczęła tańczyć. — Brawo! Brawo! — zawołały inne. Po chwili dywan pokrył się białemi plamami jedwabiu... Do wciąż napełnianych kieliszków z małego flakonu spływały jasnozielone krople czarodziejskiego płynu. Przez kogoś potrącony, wywrócił się świecznik i pokój zaległa ciemność, parna, krwista ciemność, pełna namiętnych szeptów i spazmatycznego, oszalałego śmiechu.
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
—
ROZDZIAŁ 12.
Przez szczelinę ciężkich firanek wdarła się do pokoju czerwona smuga zachodzącego słońca. Nikodem ociężałym ruchem sięgnął po zegarek. Była szósta.