Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/202

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    — Już czas, Mistrzu! — wyszeptała panna Stella.
    — Czas?
    — Tak. Wszystkie już czekają. Proszę prędko przebrać się w habit.
    — Jakto? — zdziwił się — przy pani??
    — Nie, ja wyjdę. Tylko proszę zdjąć wszystko i nałożyć habit i te oto sandały.
    Wskazała mu czerwone miękkie pantofle z złotą gwiazdą, wyhaftowaną na noskach, poczem wyszła na palcach.
    Dyzma zaklął, lecz nie zwlekał. Po kilku minutach był gotów. Szlafrok, jak i pantofle okazały się nieco za obszerne. Chłodny dotyk jedwabiu do nagiej skóry działał orzeźwiająco.
    Spojrzał do lustra i nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Szlafrok sięgał do ziemi, lecz rozcięte rękawy i duży dekolt sprawiały dziwaczne wrażenie.
    Brunetka zjawiła się znowu. Wzięła go za rękę i w milczeniu wyprowadziła na ciemny korytarz. Dokoła panowała zupełna cisza. Szli kilka minut, później były jakieś schody i znowu korytarz. Przy jego końcu panna Stella zatrzymała się i trzykrotnie zapukała w drzwi, te uchyliły się zlekka. Przesunęli się do jakiegoś ciemnego pokoju, drzwi za nimi zamknęły się, jakby same i Dyzma usłyszał dźwięk klucza przekręcanego w zamku, a po chwili głos pani Koniecpolskiej:
    — Wszystko w porządku. Wszędzie drzwi pozamykane, służbie zakazałam wstępu do pałacu aż do południa.
    — Dobrze — odparła brunetka, nie puszczając ręki Nikodema — teraz wejdź i zajmij swoje miejsce.
    Teraz Dyzma spostrzegł, że pani Lala była również w białym szlafroku, gdyż wychodząc, odsłoniła na chwilę ciężką kotarę, skąd padła smuga purpurowego światła.
    Zkolei i panna Stella znikła za kotarą, polecając jemu czekać na siebie.
    Z za kotary dobiegł Nikodema szmer rozmowy. Czas mu się dłużył, zbliżył się więc, by zajrzeć do środ-