Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dyzma ze zdziwieniem spojrzał jej w oczy.
— Nie rozumiem o co pani chodzi?
— Niech się pan nie krępuje — uspokoiła go szczupła, blada panna o rozmarzonych oczach, — my wszystkie jesteśmy wtajemniczone.
— Źle ze mną — pomyślał Dyzma — strugają ze mnie warjata.
— Tak, — potwierdziła brunetka — tylko że my nie wiemy, czy pan należy do białego kościoła, czy do czarnego?
— Jestem katolik — odparł Dyzma po chwili wahania.
Ogólny śmiech speszył go jeszcze bardziej. Klął w duchu siebie, że się dał namówić na wyjazd.
— Ależ nie, panie prezesie — cieszyła się utleniona dama — pan jest niezrównany! Czy każdy silny człowiek musi uważać kobiety za zbyt niepoważne do rozmowy o rzeczach natury wyższej?
Pan prezes jest tajemniczy.
— Nie, tylko nie wiem o co paniom rozchodzi się.
— No, dobrze, — powiedziała brunetka — niech więc pan zaopinjuje, czy panna Rena — wskazała bladą panienkę — czy panna Rena może być dobrym przewodnikiem astralnych fluidów?
Nikodem spojrzał na pannę Renę i wzruszył ramionami:
— A skąd ja mogę wiedzieć?
— Rozumiem, ale sądzi pan?
— Jeżeli drogę zna, — to może.
Zaległo milczenie. Panie spoważniały.
— Mówi pan o drodze ezoterycznej? — zapytała brunetka.
— Tak — odparł Nikodem, postanawiając sobie zaraz po powrocie zajrzeć do słownika, by dowiedzieć się, dokąd prowadzi droga ezoteryczna.
Tymczasem nadjechało auto dwóch panien, które minęli na szosie.
Nowe powitania i prezentacje. Dowiedział się, że to