Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No, ten jenjalna pomysł z te obligacja zborżowa? Nigdy nie widziałam ludzi no... no...
— Pomysłowych? — zagadnął ordynat
— Mais non, ludzi w die Oekonomie takich, jak par exemple w muzice Strawiński...
— Aha, — wyjaśnił łysy pan — pani Lali chodzi o twórców nowych prądów!
— Tak, tak — potwierdziła — jestem ciekawy, jak to sze wymyśli?
Nikodem wzruszył ramionami:
— Całkiem prosto. Człowiek siądzie, pomyśli i wymyśli.
Dla ilustracji oparł na chwilę głowę na ręku. Wywołało to głośny śmiech całego towarzystwa. Pani w popielatej sukience, dotychczas milcząco obserwująca Dyzmę przez lorgnon, skinęła głową:
— Pan, prezesie, jest naprawdę nadzwyczajny. Pański rodzaj humoru przypomina mi Buster Keatona: nieruchoma maska znakomicie podkreśla dowcip.
— Pan jest sloszliwy — robiąc nieco urażoną minkę powiedziała hrabina Lala — ja pytała, czy to trudno wymiślić, cosz taki pomyśl?
— Nie — odparł Dyzma — całkiem łatwo. Trzeba tylko mieć trochę do myślenia...
Nie mógł sobie przypomnieć, czy w „Słowniku wyrazów obcych“ nazywało się to inwencją, czy intencją? Na wszelki wypadek zakończył:
— Mieć trochę... intencji.
Znowu rozległ się śmiech, a siwiejąca dama zawołała do zbliżającej się pani domu:
— Jeanetto! Twój prezes jest czarujący!
No i co za esprit d‘apropos! — dorzuciła młoda panna z oskalpowanemi brwiami.
Księżna była uszczęśliwiona. Wprawdzie Dyzma nie zrobił takiej furory, jak sprowadzony na poprzedni „fajf“ podobno autentyczny kuzyn Allain Gerbault‘a, jednakże i dziś wszyscy byli zadowoleni z atrakcji. Świadczyło o tem wciąż rosnące koło osób, które otoczyło Nikodema.