Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Znasz pan, nie, znałeś pan, jak jeszcze była panną. No?...
— Pojęcia nie mam.
Nikodem podniósł palec i wyrecytował:
— Pani Kunicka.
— Nina?... Nina?... Niemożliwe.
— Daję słowo honoru.
— Niemożliwe...
Dyzma zatarł ręce:
— Pierszoklaśna baba! Powiadam panu tipes-topes!...
— Niech się pan prezes nie gniewa, ale ja nigdy nie uwierzę, żeby Nina puszczała się z każdym.
— A kto panu powiedział, że z każdym? Ze mną, to nie z każdym.
— A choćby z panem — upierał się Krzepicki — już ja tam w swoim czasie próbowałem i nic. A teraz, jak ma męża...
— Idźże pan do bani z takim mężem — zirytował się Nikodem — stary piernik, gruchot, co ani be, ani me! A mnie ona kocha, rozumiesz pan, zakochała się w try miga!...
Krzepicki z niedowierzaniem oglądał zwierzchnika. Znał subtelne usposobienie Niny i nie mógł sobie wyobrazić, jak ona...
— No co, nie wierzysz pan?
— Wierzę, po kobietach można się wszystkiego spodziewać.
W gruncie rzeczy pomyślał, że fakt ten jeszcze bardziej potwierdza to, że prezes Dyzma włada jakąś tajemniczą siłą, której on Krzepicki, nie zna i nie rozumie, lecz której objawy widzi na każdym kroku.
— W ogień rzuciłaby się ze mną — dodał chełpliwie Dyzma.
— A może pan prezes się ożeni?
Wzruszył ramionami.
— Goła.
— A Koborowo? Ona tam pewno ma jakąś część?
— Na papierze, to niby całe Koborowo jej własność. Ale tylko na papierze