Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaczęło się opowiadanie o tęsknocie, o nadziei, o radości, opowiadanie często przerywane pocałunkami.
— I wiesz, musiałam przyjść, nie zasnęłabym, gdybym dziś jeszcze nie przytuliła się do ciebie, nie powiedziała ci, jak mi dobrze i spokojnie, gdy jesteś przy mnie, gdy mam tę pewność, że żadna inna nie kradnie mi ciebie. Powiedz, zdradzałeś mnie?
— Nie.
— Napewno?
— Jak dotychczas — napewno.
— Powiedz — nalegała — czy nie masz w Warszawie dawnej kochanki
Zapewnił ją, że nie ma, w nagrodę za to został ponownie wycałowany.
Zły był na siebie, że zabrakło mu stanowczości, obawiał się nawet, czy Nina po wyjściu od niego nie nazwie go fujarą, co to cacka się z kobietą.
Tymczasem ona zaczęła mówić o jego nowem stanowisku i o tem, czy teraz nie mogliby pobrać się.
Trzeba było dyplomatyzować. Nikodem zastanowił się i odparł, że narazie muszą poczekać, bo jego dochody jeszcze nie są wystarczające.
— A po drugie sama mówiłaś, że nie chcesz mieszkać w Warszawie, a przecie ja muszę tam mieszkać.
Nina zmartwiła się. Prawda... chyba, żeby zamieszkali gdzieś pod Warszawą. Nikodem mógłby dojeżdżać samochodem. Zaczęła układać plany na przyszłość.
Nikodem poczuł senność, a że bał się zasnąć, zapalił papierosa.
— Ach — mówiła — i dzieci będziemy mieli. Jakaż to rozkosz, jakie to szczęście mieć dzieci. Powiedz, kochanie, lubisz dzieci?
Dyzma nie cierpiał dzieci i odparł:
— Bardzo lubię.
— Ach to cudownie! Będziemy mieli dużo dzieci...
— Słuchaj — przerwał jej — a czy twój mąż nie spostrzeże, żeś ty wyszła ze swojej sypialni?
Zaniepokoiła się. Istotnie zbyt długo tu siedzi. Osta-