Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
stjonować. Kasia powiada, że on jest brusque i trywjalny. W pierwszem ma rację. Co do drugieego, nie wyrobiłam jeszcze sobie zdania. Podoba mi się“.

Nikodem uśmiechnął się, wyjął notes i starannie zapisał wszystkie słowa niezrozumiałe.
— No, co dalej...
Dalej było kilka stron, zajętych opisem jakiegoś snu i sprzeczki z Kasią. Tu zatrzymał się, gdyż znowu była wzmianka o nim:

„Ona tego nie rozumie. Nienawidzi pana Nikodema, gdyż jej stosunek do życia jest zawsze patologiczny. Czemże jestem poza swoją kobiecością? Przecie poto istnieję. Właśnie mój intelekt, moje wyrobienie artystyczne, słowem wszystko ma służyć mojej kobiecości, nie odwrotnie. Cóż dziwnego, że działa na mnie — przyznaję — nietylko psychicznie, lecz i fizycznie obecność mężczyzny. Mój Boże, czyż ja wiem, może rzeczywiście gdyby to był inny, również zdrowy i normalnie męski człowiek, równie silnie działałby na mnie“.

— Widzisz ją! — pokręcił głową Nikodem — byle portki, to już jej wystarczy.
Wyjrzał przez okno i przekonał się, że może czytać bezpiecznie.
Było teraz kilkanaście kart świeżo zapisanych, gdyż atrament nie zdążył jeszcze zczernieć:

„Dziś wyjechał do Warszawy, wezwany przez premjera. Jakże dziwnem uczuciem jest tęsknota. Wprost wypija spokój duszy. Czy będzie mnie tam zdradzał? Nie wiem, tak dalece go nie znam! Gdy o nim myślę, utwierdzam się w przedświadzeniu, że treścią jego istoty jest jakaś tajemnica, tajemnica, która zamknęła go jak konchę. Kto wie, czy pod największem ciepłem promieni koncha kiedykolwiek się otworzy? I czy wreszcie otwarta, nie przerazi mnie?