Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Karjera Nikodema Dyzmy.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze było? Co?
— Bydlę! — rzuciła przez zaciśnięte zęby i szybko wybiegła z pokoju.
Teraz Dyzma już całkiem pojąć nie mógł, o co tej panience chodzi. Przecież sama przyszła, sama chciała, a tymczasem...
Długo nie mógł zasnąć. Rozmyślając o całem zdarzeniu, doszedł do przeświadczenia, że Kasia nie udawała obrzydzenia, że z romansu z nią nic nie będzie.
— Oni tu wszyscy fiksum-derdum, — konkludował, przypomniawszy Ponimirskiego.
Nazajutrz przy śniadaniu spotkał tylko Ninę, która wyjaśniła, że Kasia leży w łóżku. Z zachowania się Niny wywnioskował, że ta nic nie wie o wybryku Kasi.
Wieczorem wrócił Kunicki i zaanektował Dyzmę aż do późnej nocy.
Dopiero następnego ranka Nikodem spotkał Kasię w przejściu do jadalni. Na jego ukłon odpowiedziała wyniosłem skinięciem głowy. Nina już siedziała przy stole. Obie panie były milczące. Trzeba było zacząć rozmowę. Na pierwszą wzmiankę Dyzmy o ładnej pogodzie, Kasia odpowiedziała z wyzywającą ironją:
— Ach, był pan łaskaw zauważyć to niezwykłe zjawisko.
Gdy zaś wstał, by sięgnąć po wędlinę i wpakował rękaw w masło, zaśmiała się wyzywająco:
— Takie piękne ubranie! Jaka szkoda! Ślicznie zrobione, z takim smakiem. Czy pan ma krawca w Londynie?
— Nie — odparł poprostu — ja kupuję ubrania gotowe.
Nie odczuł szyderstwa i zdziwił się w duchu, że to ubranie może się aż tak podobać. Nie zrozumiał też spojrzenia pełnego wyrzutu, jakiem pani Nina próbowała powstrzymać docinki Kasi.
— Widzisz — powiedziała pani Nina — dostałaś dobrą nauczkę od pana Nikodema. Mówiłam ci, że snobizm nie może leżeć w naturze pana, człowieka czynu.
Kasia zmięła serwetkę i wstała: