Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mogę więcej pragnąć, co może być większym szczęściem kobiety, niż świadomość, że wszystko, co się w duszy jej najbardziej kochanego człowieka dzieje, dzieje się przez nią i dla niej?…
Przesunęła palcami przez jego włosy i mówiła:
— Nie bluźnij, Justynie, przeciw sobie, bo bluźnisz przez to przeciw mnie. Bo to jedno. Rozumiesz?… To jest całość, niepodzielna i niezniszczalna. A pamiętaj i to, że tylko tam może być dzień, gdzie bywa noc, że i dobro samo nie było by dobrem, gdyby nie istniało zło… Więc nie bluźnij przeciw sobie… Nie bluźnij przeciw samej miłości, która jest taka wielka i święta, że nic jej dosięgnąć, nic jej podważyć, nic jej splamić nie zdoła…
Justyn objął ją ramionami i tak trwali długo w milczącym uścisku.


ROZDZIAŁ XVII

Na dwa dni przed decydującą datą, zjechała do Warszawy panna Agata i od razu objęła rządy w domu Kielskich. Przede wszystkim stanowczo sprzeciwiła się postanowionemu już przeniesieniu Moniki do zakładu położniczego.
— To do niczego nie podobne — orzekła tonem nie dopuszczającym sprzeciwu. — Cóż to, Monika nie ma własnego domu, czy co? Niech w szpitalach rodzą te kobiety, które skazane są na bezdomność. Nasze babki, nasze prababki wszystkie rodziły w domu i było dobrze. Na tym właśnie polega racja istnienia domu. Dom jest po to, by w nim rodzić się, wychowywać się, żyć, rodzić dzieci i umierać.
— Ma pani słuszność — próbował perswadować Justyn. — Jeżeli jednak zdecydowaliśmy się na zakład położniczy, to tylko przez wzgląd na warunki higieniczne, różne urządzenia…
— Głupstwo — przerwała panna Agata. — Ważniejsze jest to, iż to dziecko, co się urodzi, będzie przez całe życie wiedziało, że tu przyszło na świat, że stąd dlań prowadzą wszystkie drogi, że nie z jakiegoś tam pokoju numer taki i taki, na korytarzu numer taki i taki w gmachu, gdzie tuzinami co dzień rodzą się dzieci, jak w fabryce. Już mnie nie przekonacie i nie ma o czym mówić.