Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

imieniu, tego wspólnictwa, którego wstydzili się nawet przed samymi sobą, do końca grając komedię.
I przychodziło mu do głowy, że nic nie znaczy ta czystość intencyj i że grzech ich trojga musi zawisnąć przekleństwem nad życiem dziecka. Że bezlitosne, a nieodwracalne przeznaczenie przetoczy się przez całą tę sztuczną konstrukcję szczęścia, zmiażdży i zniszczy wszystkie plany, w garść prochu zmieni to, co w grzechu powstało.
W takich chwilach ogarniała go rozpacz. Wyobraźnia podsuwała najstraszliwsze przewidywania. Oto Monika przy porodzie umiera, dziecko rodzi się potwornie okaleczone, a on sam popełnia samobójstwo, przeklinając siebie, jedynego winowajcę.
Wtedy rzucał się na kolana i bił głową o ziemię. Popadł w obłęd ekspiacji. Nie wolno było tracić chwil czasu, każdą godzinę należało wyzyskać, by dobrymi uczynkami okupić swoją winę. Całymi dniami wyszukiwał biednych w najuboższych dzielnicach, rozdając garściami pieniądze, wysyłał na swój koszt na wieś chorowite dzieci, opłacał najlepszych lekarzy, by śpieszyli z pomocą nędzarkom rodzącym dzieci w barakach i w suterynach.
Wreszcie wielkimi staraniami zorganizował towarzystwo filantropijne, które miało stworzyć bezpłatny zakład położniczy dla najuboższych matek pod wezwaniem świętej Moniki. Sam zobowiązał się z własnej kieszeni wybudować dla zakładu odpowiedni gmach i z gorączkową pilnością zabrał się do wstępnych prac.
Czasami doszczętnie wyczerpany wchodził do któregoś z kościołów i klęcząc modlił się:
— Boże, przebacz mi. Boże, patrz w moje serce…
A tymczasem stan zdrowia Moniki nie wróżył żadnych niebezpieczeństw. Ciąża rozwijała się normalnie. Zarówno doktór Borkowski, jak i specjaliści, którzy co pewien czas ją badali, byli najlepszej myśli i nawet żartowali sobie z niepokojów Justyna.
— Wszystko będzie dobrze — mówili. — Życzylibyśmy każdej naszej pacjentce tak pomyślnej konstytucji. Nie ma naj-