Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To nieprawda — oburzył się. — Można kochać i wcale nie znać uczucia zazdrości. Weź pod uwagę, że zazdrość, gdy się raz zjawi, musi rozrastać się do patologicznych rozmiarów i wreszcie pożre samą miłość. Wcale nie jesteś niemądra, tylkoś mnie nie zrozumiała. Przepraszam cię, że jeszcze raz się odwołam do przykładu pan Horbowskiej. Przecie sama twierdziłaś, że mogła ona nawet zdradzać męża w całym znaczeniu tego słowa, a jednocześnie kochać go prawdziwie. A cóż dopiero znaczyłby jakiś flirt, kilka pocałunków… Cóż warta byłaby taka miłość, która zachwiałaby się z tak drobnych przyczyn! Kocham cię, Moniko, a kocham cię tak, że nie tylko umiałbym wybaczyć ci jakiś pocałunek, ale wszystko… wszystko…
Wziął ją za ręce i wpatrując się jej w oczy, powtórzył z porywem:
— Wszystko… Absolutnie wszystko!
Patrzyła nań szeroko rozwartymi oczami z niepokojem i z ogromną czułością, a on mówił:
— Czy to znaczy, że cię nie kocham, czy też, że kocham cię ponad wszystko, ponad świat, ponad samego siebie?… Zastanów się, malutka: czy nie kochając mógłbym tak mówić, mógłbym tak myśleć? Czy nie kochając cię zdobyłbym się na takie słowa, na zapewnienie cię, że cokolwiek zrobiłabyś dla swego dobra, dla swej przyjemności, bodaj dla swego kaprysu, nigdy nie przestanę cię kochać?… Zastanów się, malutka…
Był tak wzruszony, że nie mógł opanować drżenia głosu, a ona cicho przytuliła się doń całą swoją drobną postacią i milczała, a on czuł, że oto wreszcie udało mu się rzucić ziarnko kąkolu w jej czystą duszyczkę, ziarnko, które spadło nie zauważone może, nieocenione, nie rozpoznane jeszcze, ale które z biegiem czasu zacznie kiełkować, aż rozwinie się w świadomą myśl i doprowadzi Monikę do poznania tej prawdy, której słowami nie mógł, nie potrafiłby jej wypowiedzieć.
Od dnia tego nie wracał też więcej do poruszanego dotychczas tak często tematu. Nie pomijał tylko żadnej sposobności, by zaakcentować swoją wyrozumiałość, tolerancyjność, pobłażliwość w stosunku do kobiet przestrzegających niezbyt ściśle obowiązki wiernych małżonek, a sposobności takich nad morzem nie brakowało.