Strona:Tadeusz Dołęga-Mostowicz - Ich dziecko.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



CZĘŚĆ DRUGA
ROZDZIAŁ X

„Cztery lata minęły od naszego ślubu, droga Janko, cztery lata nie wypowiedzianego szczęścia. Wprost kąpię się w tej pięknej miłości, którą Justyn mnie otacza, oddycham nią i bez niej już jednego dnia nie umiałabym przeżyć. Uwielbiam go i jeżeli mi teraz tak trudno na te kilka dni rozstać się z nim, to nie miej do mnie, Janeczko, żalu. Ale cieszę się, że siedząc tu w Warszawie samotna, przynajmniej jego oczami będę patrzała na Twoje szczęście. Na szczęście, bo nie wątpię, że człowiek, którego wybrałaś i którego żoną zostajesz, potrafi ci je dać. Z fotografii bardzo mi się podobał. Nie wiem, czyś to zauważyła (a może to tylko na zdjęciu?), że jest trochę podobny do Justyna?… Życzę Ci tedy, byś ze swym Stefanem tyle szczęścia zaznała, co ja z moim ubóstwianym mężem. A nawet więcej: wiesz o czym myślę. Wspominałam Ci już w kilku listach o tej jedynej chmurze na moim niebie.
Teraz, kiedy już będziesz mężatką i Ciebie, jak sądzę, bardziej osobiście zainteresuje ta moja tęsknota do dziecka. Pamiętasz, jak dawniej marzyłyśmy, że będziemy miały dzieci. Wówczas ja jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak to jest ważne w życiu kobiety. Wprost łzy mi napływają do oczu, gdy widzę matki pieszczące swoje maleństwa. Widocznie nie zasłużyłam na to. Byłam znowu u kilku wybitnych lekarzy. Profesor Stamm z Wiednia też potwierdził, że jestem zupełnie normalna i zdolna do zapłodnienia. Oczywiście byłam u niego