Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/182

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Twierdzą i przeczą: a każdego słowa
    Dłoń zaraz mieczem dowodzić gotowa.
    Ani ich wrzawy na chwilę uciszy
    Wzgląd na spokojność rannych towarzyszy,
    Co z téjże bitwy, oblani krwią świeżą,
    W rękach lekarzy po za ścianą leżą,
    A jęk ich głośny, z modłami zmięszany,
    Brzmi, jak wtór sprzeczny biesiady pijanéj. —
    Wtém wstał Jan z Brentu, kapral wielce wzięty,
    Najlepszy łucznik z ponadbrzeża Trenty,
    Człek nieznający co strach i sumienie:
    Niegdyś ochotnik na cudze jelenie,
    W obozach pierwszy do nieposłuszeństwa,
    Lecz niezrównanéj odwagi i męztwa,
    Gdy szło o trudy i niebezpieczeństwa. —
    Zły był, że w kości przegrywał noc całą,
    I że dnia hasło grę dalszą przerwało.
    Wstał więc i krzyknął: „Hej! szklanki nalewać!
    „Chce mi się piosnkę wesołą zaśpiewać;
    „A niech mi każdy wtóruje nie zcicha,
    „Kto mój towarzysz broni i kielicha!“ —

    V.
    Pieśń.

    „Nasz klecha nam prawi koszałki, opałki,
    Że Paweł czy Gaweł zakazał gorzałki;
    Że pełna baryłka lub gąsior pękaty,
    Pęczniéją grzechami jak szatan brzuchaty: —