Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Już blizko, już blizko cel drogi żądany —
Jak ranna u wschodu jutrzenka,
Tak w oknach zamkowych świt błyszczał rumiany.
„Ach! nie śpiesz, słoneczko! ach! nie budź kochanéj!
Ach! nie świeć w méj miłéj okienka!“ —

I przybył pod zamku cieniste ogrody,
I konia zostawił zdaleka,
Gdzie łączkę rozkwitłą przepływał zdrój wody;
A sam biegł skwapliwie przez tajne przechody,
Gdzie mniemał, że rozkosz go czeka.

Wszedł cicho — lecz jakąż przejęty był trwogą!
Ach! jakże w nim serce zadrżało!
Gdy w zimném łóżeczku nie znalazł nikogo.
Któż porwał? zawoła, kochankę mą drogą?
Ach, przebóg! ach! co się z nią stało?“ —

I z izby do izby wołając przebiega,
Lecz wszystko w ponuréj śpi ciszy; —
A echo się tylko po salach rozlega,
I mdlejąc powoli, po gmachu przebiega —
Wtém nagle podziemny jęk słyszy.

To stary murgrabia był w sklepie zamknięty,
Któremu straż zamku zlecona.
— „Gdzie moja kochanka? mów, starcze przeklęty!
Mów! co się tu stało, żeś w sklepie zamknięty?
Gdzie ona? — mów prędzéj! gdzie ona?“ —