Strona:Szwedzi w Warszawie.pdf/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Andrzej zmrużył jedno oko i patrząc z ukosa spytał:
— Niby, jaki Król?
— A jużcić nasz, Jan Kazimierz.
— Aa!... czyja wiem? powiadają, że w Ujazdowie, ale ja nie wiem i niech mi jegomość czasu po próżnicy nie zabiera.
Odwrócił się z niechęcią, mrucząc coś pod nosem, obejrzał się dokoła niespokojnie i zabrał się do swoich sieci. Ale pan Rafałowicz nie ustąpił i począł nalegać, by Andrzej powiózł Kazika do Pulkowa.
— Skoro niepodobna dostać się do Króla, — mówił pan Rafałowicz do Kazika — to trzeba żebyś dostał się do pana Czarnieckiego. Z tego co opowiada Andrzej, widać, że Król będzie następował od Ujazdowa na zamek, a pan Czarniecki na bramę Nowomiejską. Jego tedy trzeba ostrzedz.
Racya była słuszna i dla tego to pan Rafałowicz chciał, żeby Andrzej powiózł Kazika do Pulkowa, czyli, jak już wtedy nazywać poczynano, do Bielan. Ale Andrzej nie bardzo był rad tej propozycji. Drapał się po głowie, ruszał wąsami, oglądał się dokoła i mruczał:
— Tak, to tak, ale jak nas Szwedy obaczą to pewnikiem uśmiercą, a jak złapią — to powieszą. A zresztą ja nie czasowy i ryby muszę łowić. Za czas stracony kto mi zapłaci?