Strona:Stefan Napierski - Poeta i świat.djvu/58

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    Woniejący kubek,
    Iżbym spoczął; błogie albowiem
    Byłoby pod cieniem uśnięcie.
    O, nie jest dobrze,
    Bezdusznie od śmiertelnych
    Wolnym być myśli. Lecz dobra
    Jest pogawędka i wysłowienie
    Zamiaru, w sercu skrytego, usłyszeć wiele
    O dniach miłości
    I czynach, które się dzieją.

    Lecz gdzież-że są przyjaciele? Bellarmin
    Wespół z druhami? Niejeden
    Nie ośmiela się podejść do źródła;
    Rozpoczyna się bowiem dostatek
    W morzu. Oni,
    Jakby malarze, gromadzą
    Piękno ziemi, a także nie gardzą
    Uskrzydloną wojną, ani
    Pomieszkaniem samotnem, przez lata,
    Pod masztem, z liści odartym, gdzie nocy nie przeszywają
    Blaskiem dnie świąteczne miasta,
    Ani strun gędźba i przyrodzony taniec.

    Lecz powędrowali oto
    Mężczyźni ku Indier,
    Tam, na powietrzny szczyt
    Stokami winnic, skąd
    Wycieka Dordona
    I wespół z wspaniałą Garonną
    Szeroki, jak morze, kończy się potok. Lecz morze
    Przyjmuje pamięć, zwraca,
    A także miłość pilnie wlepia swe oczy.
    Gdy to, co przetrwa, w niebo dźwigają poeci.