Strona:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
II

O, wołające ptactwo nad wodami,
nad rozlewiskiem wód, nad moczarami
pradziejów, które zgniłą febrą karmią,
jęku piszczałki, wabiący nas w bagno,
że żółkniejemy, śmiertelni, jak czerep
posągów, którym wichry i ulewy
jesienne oczodoły zżarły: świecą
bezwstydną pustką nicości — nęcącą!

Nauka o harmonji, skąpa wiedza
o niej, nieosiągalnej raz na zawsze,
o kompozycji, która nas zabija!
Ale jak życie ciemnie-nieobjęte,
jak głucho-melodyjną skomponować
śmierć? i z miłością jak pogodzić gwiazdy?
ze szczęściem znów samotność? z winem gorycz?
z przyjaźnią zdradę? z sobą samym wszechświat?
milczenie, które dopełnia, z melodją?
jak z żądzą czułość? i jak rozpacz z sercem?

Te tony nałożone zawsze będą
kłócić się, zrywać i w chrapliwym jęku,