Strona:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JEDNA NOC

Melodja nocy: wczesny wyje wiatr,
Akompanjament twojej samotności
Niezwyciężonej. Tam, w śniegu kurzawie
Dachy i w blasku blaszanym księżyca;
Tu okiennice, nieudolną dłonią
Wprawione, ślepną, jak martwe źrenice.
Ach, zły doradco! o, poszepcie mroczny,
Huczący basem przesadnym w tych szybach;
Wystarczy wargę przytknąć, ledwo chuchnąć,
By taflę czarną tchnieniem przepołowić,
Jak diament kraje szkło, — tak bezboleśnie.
A przestrzeń, która wzrasta, czyliż nie jest
Echem tłukącem serca? śladem jawy,
Cieniem muzyki, którą tak jest trudno
Wyplątać z żył tętniących, z szumu krwi,
Jakby zabójstwem było jej wcielenie?
Rozpaczy widna w ciemności! Rozblasku
Na wysokości oczu: jak rozszerzyć
Wzrok nieruchomy, aby sprostać rzeczom?
I w jaką trąbkę u warg zwinąć dłonie,
By głos przekrzyczeć wichury, co spada,
Wodogrzmot głuchy, po stopniach kamiennych

53