Strona:Stefan Napierski-Ziemia, siostra daleka.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najprzeraźliwszym dysonansie nocy!
O, przepaściste jary, kędy bije
cieniutka żywa struga, jak krew srebrna:
ta rozedrgana żyła rozoranej
ziemi, w przepaści czasów, ta wypruta
jedna jedyna, na zawsze strzaskana,
ta metaliczna struna zgruchotanej
liry Orfeja, która, blednącego,
ciebie dziś kusi, abyś znów wypłynął
na oceany skłębione, dzwoniące,
jako dzwonnice, drgające zpod ziemi,
jak zatopione przed wiekiem wieżyce,
których zapomnieć pragniesz — nadaremno! —
bo w noc tę huczą, jako w noc zagłady,
kiedy się ziemia rozrywa i rzyga
stopioną rudą swoich wnętrz, płomieniem
złota i żółci, ogniem jadowitym,
a, jak miecz, chłodnym, który rozszerzone
źrenice ci oślepia i wypala,
abyś znów śpiewał — nareszcie widzący
zataczający się przed wielką harfą,
która bezmierne i chmurne sklepienia
z ogłuchłą ziemią spina! Byś się plątał
i dłonią wodził, napół martwiejącą,
po ostrych, szorstkich, metalicznych prętach,
które Ktoś trąca szumem, zamiast ciebie,
a ty podajesz wątły wtór: niechętnie,
jako spłakane usypiając dziecko.

Stefanowi Flukowskiemu