Ta strona została uwierzytelniona.
AKWEDUKTY WIOSENNE
Wspomnij, niechętna moja elegjo! — o jabłoni,
o drzewku raz jeszcze kwitnącem boleśnie
w żałobnej bieli.
I akwedukty przypomnij, — nie stromo-wyniosłe, srogie łuki pory burzliwej młodości, która pyszna i z zadufania uśmieszkiem roi o chwale,
o niej, co nadejdzie, nadchodzi zbyt późno: oczy zamknąć, mieczem z płomienia
rozedrzeć kurtynę ciemności, na mroku
triumfującym
wypisać, jak wyrok, gwiazdy;
lecz harmonijnie-smutne, jak pobłażanie; lecz śmiertelnie-żałosne, jak pojednanie; lecz łagodnie-rozczarowujące, jak rozłąka.
Jak: wysilony uśmiech matki, przed chwilą jeszcze brzemiennej, a teraz wydającej dziecię
(cząstkę jej samej, zawiązek jej soków, płód z pod serca)
na łup niewiadomego świata: