Strona:Stefan Grabiński - Wyznania.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie analizują, lecz intuicją serc wrażliwych odczuwają tęsknotę mych zmagań twórczych...
Pierwszym środkiem do opanowania oszałamiającego omętu życia stała się dla mnie religja. W niej znalazłem chwilowy przytułek, tymczasową przystań, do której zawinąłem ogłuszony kipielą pękających nad głową dziecka morskich olbrzymów. Wychowany pod czułem okiem najlepszej Matki w duchu religijności głębokiej a szczerej, byłem dzieckiem namiętnie nabożnem. Wiara moja już wtedy miała cechy wybitnie mistyczne; wyczuwałem tajemne związki między ziemią a zaświatem, dopatrywałam się już wtedy w zdarzeniach życiowych, historji i w losach mych krewnych i znajomych tajemniczych, ukrytych głęboko pod powierzchnią zwyczajności znaczeń: patrzyłem na wszystko jak na zamaskowaną zagadkę, wszędzie dostrzegałem symbole; spojrzenie moje na świat i ludzi miało już wtedy charakter „paraboliczny“. Szczególnie silnie odczuwałem piękno przyrody: krajobraz choćby najprostszy, najprymitywniejszy stanowił dla mnie zamkniętą w sobie, nowo zindywidualizowaną całość ożywioną jakąś myślą — miał swoją dziwną, tajemniczą duszę. Dziś nazwałbym to nastawienie mej jaźni w stosunku do przyrody i t. zw. rzeczy martwych „panpsychizmem“...