Strona:Stefan Grabiński - Przypowieść o krecie tunelowym (1926).djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

budka drożnika z aparatem sygnałowym, telegraficznym i trójką zwrotnic — miejsce najmniej lubiane przez Florka, strona „oficjalna“, na przekór zewnętrznym pozorom jedyny „czarny“ punkt w gardzieli tunelowej. Strażnik był tu tylko gościem.
Pojawiał się przed budką na parę minut przed nadejściem pociągu, przywracał tunelowi jego właściwe, „urzędowe“ oświetlenie, poczem w stereotypowej postawie funkcjonarjusza w służbie zajmował zwykłą swą pozycję z sygnałem „wolnego przejazdu“. Po kwadransie męczącego czekania, gdy już zgłuchły w oddali łoskoty żelaznego potwora, gdy ścichły rozbudzone na chwilę echa i pokładły się z powrotem do drzemki skalne nisze i ust onia, rzucał z pasją tablicę sygnałową, redukował światła i znów zaszywał się w najciemniejsze zaułki tunelu.
Nawet nocy nie spędzał w swym strażniczym domu, wolał złożyć głowę na parę godzin spoczynku gdzieś w jakiejś czarnej, wilgotnej i zimnej wnęce granitu niż w wygodnej, ciepłej, lecz rozkrzyczanej hałaśliwem światłem izdebce.
Wogóle z biegiem lat wszystko, co miało związek ze światem zewnętrznym, co mu go przypominało i narzucało, stało się wstrętnem i nienawistnem. Florek znienawidził budkę-strażnicę, znienawidził otaczające ją objekty kolejowe, znienawidził podwójną szarfę szyn, bo były wytworem „tych z zewnątrz“, bo przyszły stamtąd, z „powierzchni“. Chwile przejazdu pociągów były dlań chwilami największej katuszy. Niecierpiał tych hałaśliwych, rozkłańcanych rzegotem kół, zasapanych ciężkim oddechem pary potworów. Psuły mu nastrój podziemia, mąciły lubą, a stałą w drzemocie wieków ciszę. Więc przymykał oczy w chwili, gdy mijały jego placówkę i pozwalał im szybować mimo, niby złudnym a złośliwym majakom snu…

(D. c. n.)