Strona:Stefan Grabiński - Przypowieść o krecie tunelowym (1926).djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
STEFAN GRABIŃSKI.

Wilamowi Horzycy
w szczerym podziwie poświęcam.
Przypowieść
o krecie tunelowym.

3)

(Epilog do „Demona Ruchu“).

Szczególną była głowa nieznajomego. Silnie wydłużona ku szczytowi czaszki a spłaszczona po bokach nie sprawiała wrażenia ludzkiej. W miejscu, gdzie należało spodziewać się uszu, były jakieś małe, szczątkowe otwory. Ust nie miał, bo tego, co je zastępowało, nie można było określić tem mianem; była to raczej szeroka, szczelinowato rozcięta, bezzębna gęba, bez warg i bez dziąseł. Ramiona starca wskutek szczególnego kaprysu natury przyrosłe do boków ciała, były właściwie bez użytku. Pozostały mu wolne tylko same ręce z pięcioma palcami, spiętemi jak u nietoperza błoną skóry, śmieszne, rozczapione, pozbawione swobody ruchów, wiecznie na poziomie bioder — raczej płetwy niż ręce.
Najdziwaczniejszym wybrykiem fizycznym dziwotwora były nogi. Zrośnięte ze sobą szczelnie od uda aż do samych kończyn, wyglądały jak potężny, podobny do rybiego lub jaszczurzego, ogon, przystosowany do wiosłowania w płynnym żywiole...