Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na szereg portretów zawieszonych na lewej ścianie pokoju. Odłożyłem cygaro i podszedłem do obrazów.
Było ich dziesięć w dwóch szeregach równoległych; rząd górny obejmował pięć wizerunków Sary — pod nim umieszczono podobizny pięciu nieznanych mi mężczyzn. Odrazu rzucały się w oczy dwa znamienne szczegóły. Na wszystkich portretach wyglądała Sara w jednym wieku, jakgdyby obrazy malowano w bliskich od siebie odstępach czasu. Mimo to na każdym wyraz twarzy był inny i to — zadziwiająco podobny do rysów jednego z mężczyzn w szeregu dolnym; słowem każda z pięciu podobizn Sary miała pod względem podobieństwa swój odpowiednik w wizerunkach mężczyzn.
Zajęty studjowaniem obrazów nie spostrzegłem jej niezadowolenia. Dopiero głos Sary cierpki i zniecierpliwiony przerwał mi obserwację:
— Skończże pan już raz tę rewję! Nic tam ciekawego — bohomazy.
— Przeciwnie — doskonałe. Co za wyrazistość rysów! Łaskawa pani posiada twarz iście sfinksową: niby ciągle się zmienia a zawsze ta sama. Lecz i głowy męskie przepyszne — same rasowe typy! Czy to kuzyni? Chyba nie? Zupełnie do siebie niepodobni — każda twarz inna.
— Znajomi — odpowiedziała oschle. — Proszę wrócić; tu — bliżej do mnie — dodała cieplej i wskazała mi miejsce obok siebie na sofie.