Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sławski czystym Józefem! To mi rafinada seksualna, co się zowie!
— Nie, Władku! Nie chcesz mnie zrozumieć. Nie chciałem się do niej zbliżać zanadto, pod wpływem nieokreślonej jakiejś obawy. Miałem dziwne przeczucie.
— Lecz w końcu uległeś?
— Niestety. Nie mogłem odmówić. Zresztą kobieta piękna i wtedy wydała mi się w całym tego słowa znaczeniu „une femme charmante“.
— Przystąpiłeś zatem do niej z zapałem nie większym, niż do innych?
— Oczywiście. Spełniałem tylko namiętne jej życzenie, z pewną dozą sprzeciwu i obawy.
— No i... po pierwszym akcie oczarowała cię? Doznałeś zapewne nieznanych ci dotąd sensacji?
— I to nie. Wszystkie znam na pamięć. Nie jestem nowicjuszem i wyrafinowanie jest dla mnie rzeczą powszednią. Zachowywała się nawet spokojniej niż inne.
— Czymże więc opętała cię ta kobieta?
— Nie wiem, nie domyślam się nawet. Lecz zaraz po fatalnym zbliżeniu zrozumiałem, że opanowała mnie bezwzględnie, że stałem się igraszką w rękach demonicznej samicy. Wiedziała, że po pierwszym stosunku zostanę już jej ofiarą, której jej nikt nie wydrze. Wytworzył się między nami szczególny związek, nieuchwytne a mocne pęta oplatające mię coraz ciaśniej, coraz zwarciej.