Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dumy, której bezwład i beztreściwość tworzyły bolesny kontrast ze szlachetną linją rysów.
Tknięty złym przeczuciem, zaprosiłem go po sesji do siebie i poddałem troskliwym oględzinom lekarskim. Nie opierał się, chociaż już była pora spóźniona i pozwolił się zbadać cierpliwie. Oprócz znacznego wyczerpania nerwów i ogólnego osłabienia nie znalazłem nic podejrzanego. Zastanawiała tylko przyczyna.
— Ej, Kaziu! — zażartowałem, grożąc mu palcem — za dużo się bawisz! Kobietki, co? Za wiele, mój kochany, za wiele! Musisz uważać więcej na siebie. Tak dalej iść nie może. Wyczerpiesz się wkrótce. A potem co?
Potrąciłem o właściwą strunę.
— Kobiety — zauważył w zamyśleniu — kobiety... Dlaczego mówisz o wielu, nie o jednej?
— O ile cię znam, mój kochany — odparłem uśmiechnięty — żadnej dotąd nie udało się usidlić zepsutego ulubieńca płci pięknej. Czyżbyś się naprawdę tak gwałtownie zmienił? Trudno przypuścić, żebyś był zakochany.
— Użyłeś tylko niewłaściwego wyrażenia. Czy nie przypuszczasz poza miłością i chwilową żądzą innej ewentualności?
— O czem myślisz?
— O opętaniu płciowem. Rozumiesz mnie?
— Nie bardzo.
— Ależ to nader proste. Pewnego pięknego dnia spotykasz wyjątkową kobietę, uosobienie