Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
W DOMU SARY.

Już na ostatniem posiedzeniu w klubie zachowanie się i postawa Stosławskiego bardzo mi się nie podobały. Ten zwykle wesoły i otwarty człowiek zmienił się do niepoznania. W dyskusji nie brał prawie udziału, lub też wygłaszał zdania bez związku z poruszonym tematem, budząc zdumienie obecnych; u kilku złośliwych zauważyłem nawet ironiczne spojrzenia, zwrócone w stronę mego niefortunnego druha. Usiłowałem bronić go, wiążąc gwałtem rzucone przezeń słowa z tokiem prowadzonej rozmowy — wtedy uśmiechnął się blado, jakby dziękując mi za ratunek i do końca już milczał uparcie.

Wogóle sprawiał już wtedy nader przykre wrażenie. Nietylko bowiem raziła dziwna małomówność tak sprzeczna z dawnem usposobieniem, lecz niepokoił też zagadkowy wygląd zewnętrzny. Zwykle wyświeżony, nawet przesadnie elegancki, przyszedł Stosławski tego wieczora w stroju zaniedbanym, niemal opuszczony. Twarz niegdyś zdrową, tryskającą młodem, bujnem życiem oblekła chorobliwa bladość, oczy przesłoniła mgła za-