Strona:Stefan Grabiński - Niesamowita opowieść.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

glądała na przelotną wizję. Dziś pod wpływem strasznego jej zgonu wspomnienia odżyły, budząc dawno przebrzmiałe echa.
Podniosłem story i usiadłszy pod oknem, zacząłem jak najdokładniej przestudjowywać wizerunek zdjęty na miejcu zbrodni. Rycina była wykonana doskonale. Chociaż nieszczęśliwej nie widziałem już od lat dwu, rysy jej oddane z przedziwną wiernością nie pozostawiały ani cienia wątpliwości. Była to ta sama anielska twarz przypominająca subtelnością rysunku ascetyczne, jak z wosku niepokalanej białości wycięte owale świętych dziewic, to samo chłodne, marmurowe czoło z chryzmatem niezmąconej pogody. Z tym wyrazem twarzy dziwnie zestrajał się ubiór głowy i tło atłasowej poduszki, które wskutek szczególnego ułożenia fałdów i zgjęć utworzyły dookoła jakgdyby szeroki, biały kornet. Dłonie skrzyżowane cicho na piersi dopełniały obrazu tej dostojnej, przeczystej śmierci. Wyglądała na świętą zakonu radosną wyzwoleniem z grzesznej ziemi, uśmiechniętą do rozkoszy nieba.
Spała bez troski pod całunem lilij, co jak symbol jej niepokalanej duszy wieńczyły swą siostrę poślubioną Bogu. Nad nią, gdzieś u wezgłowia szukało oko promieniejących szczęściem aniołów dotykających różanemi usty warg, których nikt dotąd nie całował...
Powoli poprzez natłok przypuszczeń, kombinacji, domysłów wydarło się silne jak śmierć, nie-